UWAGA NA TEMAT KARMIENIA PIERSIĄ

UWAGA NA TEMAT KARMIENIA PIERSIĄ

Nieustannie przybywa dowodów na to, iż składniki po­karmowe i przeciwciała znajdujące się w mleku matki są znacznie wartościowsze niż te zawarte w sztucznym po­karmie. Jeśli podawanie dziecku butelki podyktowa­ne jest względami medycznymi, ważne jest, by pod­czas karmienia niemowlę miało bliski kontakt z ciałem matki, która może wówczas patrzeć na swoje maleń­stwo, czyniąc czas karmienia momentem szczególnie in­tymnej bliskości. W naszym przekonaniu karmienie pier­sią to swoista sztuka – nierzadko wymagająca wyrozu­miałości i pomocy z zewnątrz. Czasami wystarczą jed­nak drobne wskazówki, by karmienie piersią przebiegało właściwie.

A zatem uczucie miłości jest niejako ?wmontowane” w każ­dego z nas, czeka jedynie na właściwy moment, by je pobu­dzić do działania. Czasami przychodzi to w sposób naturalny, czasami wymaga pomocy.

CZY KIEDY BYŁEŚ DZIECKIEM, UCZONO CIĘ, JAK MASZ KOCHAĆ?

Jeśli jako dziecko nie doświadczyliśmy zbyt wiele czułości, może nam być trudno okazywać miłość innym. Może się po prostu okazać, że ?nie nauczyliśmy się kochać”. Ale jak wie­my, na naukę nigdy nie jest za późno. Pokolenie naszych ro­dziców troszczyło się o swe pociechy, ale nie zawsze potrafiło dać temu wyraz. Dzisiejsi rodzice nie byli wychowywani w atmosferze czułej serdeczności. W latach pięćdziesiątych, kiedy medycyna była głównym autorytetem w kwestiach ro­dzenia, pielęgnacji i wychowywania dzieci, łagodność wobec pociech utożsamiano z rozpieszczaniem ich. Rodzicom naka­zywano nie reagować na płaczące niemowlę, karmić je o ści­śle określonych porach i być powściągliwym w czułościach. Nawet dzisiaj niektórzy znawcy przedmiotu zalecają, by dziecko wypłakiwało się w swym pokoju samotnie. Cóż za koszmarny pomysł!

Jean Liedloff w czasopiśmie ?Macierzyństwo”, w jednym ze swych artykułów opisuje dwa podstawowe uczucia potrzebne każdej istocie ludzkiej do normalnego funkcjonowania. Pierw­sze z nich to poczucie, że jest się chcianym, a drugie, że jest się godnym uwagi. W latach pięćdziesiątych i sześćdzie­siątych rodzice najczęściej ?mechanicznie” pełnili swoje role. Wiedzieli, jak nas karmić, ubierać, zapewniać dobre samopo­czucie. Mieliśmy niewątpliwie udany start. Nasi rodzice mieli jednak spory problem z okazywaniem ciepła i nawiązywaniem naprawdę bliskiego kontaktu ze swoimi pociechami. Codzien­ną dyscyplinę kształtowały kategorie wstydu i winy. Naturalne więc było dorastanie w przekonaniu, że jest się niepotrzebnym i niegodnym uwagi.

Jeden z naszych pacjentów zwierzył nam się, że jako na­stolatek, a nawet już człowiek dwudziestoparoletni, czuł silną potrzebę odwiedzania swych znajomych, gdyż był w ich domach mile widziany. Obdarowywano go tam uśmiechem i pytano, jak upłynął dzień. Stopniowo, dzię­ki takiej ?terapii”, zaspokoił swe pragnienie bycia chcia­nym. Po jakimś czasie młodzieniec ten stwierdził, że jest lubiany przez otoczenie, że inni są ciekawi jego opinii, że zawierzają mu swoje sprawy. To wyrobiło w nim po­czucie własnej wartości. W końcu człowiek ten został psychologiem. Inna długoletnia znajoma powiedziała nam, że jako dziewczynka miała kłopoty z zasypianiem. Gdy inni spali, ona w środku nocy nastawiała radio i wsłuchiwała się w miły głos spikera prowadzącego au­dycję nocną. Czekała, aż ów spiker pożegna się ze słu­chaczami, życząc im ?dobrej nocy”. Dopiero wtedy, gdy miała poczucie, że ktoś się nią interesuje, uzyskiwała spokój wewnętrzny i zasypiała.

Dzieciństwo w ?dawnych dobrych czasach” miało jednak swoje pozytywne strony. Rodziny były wielodzietne, a stosun­ki między krewnymi zażyłe, co powodowało, że starsze dzie­ci, siostrzenice, bratankowie, ciotki i babcie asystowały w opiece nad najmłodszym przychówkiem. Zanim więc zo­staliśmy rodzicami, mieliśmy jako takie doświadczenie w ob­chodzeniu się z małym dzieckiem. (Dzisiaj jedna czwarta mło­dych rodziców nigdy nie trzymała niemowlęcia na rękach, do­świadczają tego dopiero po narodzinach własnego dziecka. Nic więc dziwnego, że są przerażeni.)

Aby rodzicielstwo nie stało się tylko uciążliwym obowiąz­kiem, musimy pozwolić sobie pomóc. Musimy nauczyć się przyjmować ofiarowywaną nam miłość, by potem w sposób właściwy okazywać ją naszemu dziecku. Proces ten zaczyna się bardzo wcześnie. Badania dowiodły, że obecność osób bliskich przy porodzie znacząco redukuje przypadki powikłań porodowych (poród kleszczowy, cięcie cesarskie). Psychiczne wsparcie, jakie otrzymuje matka w tym momencie, ma więc daleko idące konsekwencje natury fizycznej.

Miłość jest istotą wszystkiego i im więcej jej wokół nas, tym lepiej. Kiedy dziecko przychodzi na świat, najlepszym sposo­bem okazania miłości młodej matce są działania praktyczne: masaż, przygotowanie posiłku, poświęcenie jej więcej czasu, zapewnienie spokoju itd. Wszystkie tego rodzaju działania sprzyjają wyzwoleniu w niej własnego potencjału miłości.

Krótko mówiąc, jeśli mieliśmy spokojne dzieciństwo i wzra­staliśmy w atmosferze miłości, to jest to kapitał, który z pew­nością przyniesie zysk, kiedy przyjdzie pora na wychowywa­nie własnych dzieci. Jeśli natomiast było inaczej, a niestety dotyczy to wielu z nas, to nic straconego – nadal mamy szansę ułożyć sobie sprawy z największą korzyścią dla siebie i dzieci.

Related articles

Back to Top